Staw odmówił posłuszeństwa, musimy odpocząć jeden dzień.
Upał jak cholera, chwilę się poopalaliśmy i porozwiązywaliśmy krzyżówki, ale nie dało się wytrzymać. W namiocie tym bardziej..
Zrobiliśmy delikatne pranie i wyruszyliśmy w miasto. Wróciliśmy z kurczakiem, mistrz kuchni Miłosz nabił go na ręcznie robiony ruszt nad ogniskiem, mistrzyni przyprawiania Justyna posypała go przyprawą do kurczaka i razem z zupką serową z konserwą było to najpyszniejsze danie świata! :)
Później kąpiel w deszczu i lulu. Jutro śmigamy na Halę Łabowską (ja już po raz drugi) :)